Jakubina przez Jarząbczy i dalej na Wołowiec

Siwa Polana – Trzydniowiański Wierch – Kończysty Wierch – Jarząbczy Wierch – Jakubina (Raczkowa Czuba) – Jarząbczy Wierch – Łopata – Wołowiec – Wyżnia Dolina Chochołowska – Schronisko na Polanie Chochołowskiej – Siwa Polana

 

04.10.2021r

 

 

Pierwszy październikowy poniedziałek spędziłem z Krzysztofem w Tatrach. Spontaniczny wypad kosztował mnie nieplanowany urlop, lecz dzięki przychylności przełożonych w pracy, mógł obyć się bez przeszkód. Wraz z moim kompanem, pakujemy się do samochodu i ruszamy ku przygodzie. Wyjechaliśmy o godzinie 3:30 w „nocy”. Parking na Siwej Polanie w Dolinie Chochołowskiej, ukazuje się nam po dwóch godzinach podróży.

 

Kilka łyków herbaty, kanapka i po 15 minutach, asfaltową drogą, idziemy przez dolinę. Mijamy Polanę Huciska, do której w miesiącach letnich jeździ „traktorowa” Kolejka Rakoń. Powyższe udogodnienie pozwala skrócić drogę do schroniska o 3,5 kilometra i zaoszczędzić blisko godzinę wędrówki. Nam udało się pokonać ten odcinek w 45 minut. Inną alternatywą na pokonanie drogi z parkingu do Schroniska w Dolinie Chochołowskiej, jest bryczka, lub w przypadku miesięcy zimowych, sanie. Warto również wspomnieć, iż można wypożyczyć rower, na którym pokonać możemy trasę z parkingu do schroniska i z powrotem. Wypożyczalnia znajduje się w okolicy wejścia do Doliny Chochołowskiej.

 

 

Asfalt zamieniamy w ubitą, kamienistą drogę, toteż po kolejnych 40 minutach, dochodzimy do Polany Trzydniówki. Skręcamy w lewo, więc zielony szlak do schroniska, zmieniamy na czerwony, który wiedzie na Trzydniowiański Wierch. 

 

 

Szlak prowadzi mocno pod górę, lasem, lecz gdy miniemy granicę drzew, ścieżka staje się mniej wymagająca. Otwierają się piękne widoki na Wołowiec i Bobrowiec. Ot, taki zwierzyniec 🙂 . 

 

 

Trzydniowiański Wierch (1758m n.p.m.) jest „nasz” o godzinie 9:25, czyli dojście n wierzchołek pochłonęło nam jakieś trzy i pół godziny marszu. Godny uwagi jest fakt, poświęcenia około 30 minut, na przerwę śniadaniową, odebraną w drodze na Trzydniowiański. Niestety stojąc na wierzchołku, widzimy zwały białych chmur, pędzących z południa i coraz bardziej daje się we znaki południowy wiatr. 

 

 

Ruszamy dalej i wyżej w stronę naszego celu, jakim jest Jakubina. Zielone znaki prowadzą nas na Kończysty Wierch, jaki „wyrasta” na naszej dróżce. Idzie się coraz lepiej, ponieważ wraz z wysokością, mamy bardziej okazałe panoramy, które będą nam towarzyszyć przez większość wyprawy. „Pędzimy” grzbietem, z którego po lewej stronie mamy widok na Dolinę Starej Roboty, a po prawej spoglądamy na Dolinę Jarząbczą. Trasa na Kończysty Wierch kosztowała 45 minut, lecz w wyniku przekraczamy o 2 metry „nieziemską” granicę 2000m n.p.m. 

 

 

Będąc na Kończystym i patrząc na południe, to jedyne czego można było się dopatrzeć, to bielusieńkie mleko. Chmury przykryły wszystko, nawet Tatry Wysokie, a porywisty wiatr, głowę chciał urwać. Po pamiątkowej fotce pod tabliczkami, ruszamy na Jarząbczy Wierch, ponownie szlakiem koloru czerwonego. Idziemy granią i nieznośny wiatr chce mnie zrzucić w przepaść, a chłopa ze mnie prawie kwintal (100kg), oczywiście wraz z ekwipunkiem 🙂 . Na chwilę, po lewej stronie ukazały nam się stawy w Raczkowej Dolinie. Niedaleko szczytu Jarząbczego, utkwił mi w pamięci skalisty, lecz krótki odcinek szlaku, na którym użyłem do „wspinaczki” również rąk. Nic strasznego, ale Tatry Zachodnie, także mogą być ciekawe na równi z Wysokimi. To taka dygresja dla ortodoksyjnych wyznawców Tatr Wysokich 🙂 . 

 

 

Jarząbczy Wierch (2137m n.p.m.), złowrogi gdy podchodzimy na niego od drugiej strony, czyli od Łopaty. Strome i mozolne podejście. Gdy za kawalera wychodziłem właśnie tym nieprzyjaznym odcinkiem, moi kompani śmiali się, że można sobie język przydeptać. Cóż, coś w tym jest 🙂 . Podróż z Kończystego trwała 40 minut i gdy spojrzałem na zegarek, „androidowska” tarcza wskazywała 10:55. 

 

Szlak nie prowadzi dokładnie przez wierzchołek Jarząbczego, toteż podchodzimy kilkanaście metrów zielonym szlakiem, wiodącym na Jakubinę, przekraczamy granicę państwa i ów szczyt „przyklepujemy”.  Stojąc na Jarząbczym Wierchu, na naszych oczach rozegrał się fantastyczny spektakl walki promieni słonecznych z pięknymi, bielutkimi chmurami. Oprócz walorów estetycznych, rozegrał się także spektakl w kwestii dalszej wędrówki. Krzysztof miał marzenie, aby być na Jakubinie, a ja nie widziałem sensu tracić godzinę i iść w totalnym mleku, tym bardziej że i tak trzeba z Jakubiny wrócić na Jarząbczy. Mówię: Krzychu idź sam, ja na ciebie tutaj poczekam. Na co mój kompan odparł: ale ja tak strasznie chciałem być na Jakubinie z tobą. Tym zdaniem wywalił wszystkie moje argumenty do kosza, zmielił i na koniec spalił. Nie miałem nic, aby odbić piłeczkę i pokornie poczłapałem w tym wietrze i totalnej mgle na nasz gwóźdź programu, jakim jest Jakubina! 

 

  

Snując się na Jakubinę, nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Tylko tabliczkę na wierzchołku, ręcznie robioną na „profesjonalnym” kiju 🙂 . 

 

 

„Wiater duuuł” niesamowicie, ale Jakubina (2194m n.p.m.) zdobyta w czasie 25 minut od Jarząbczego, plus 20 minut na powrót na polskie ziemie, mianowicie do czerwonego szlaku biegnącego przez Jarząbczy. Gdy wracaliśmy, góra się nam w kilku miejscach odsłoniła i mogliśmy strzelić kilka fotek. 

 

Wspomnę iż nazwa Jakubina jest słowacka, natomiast polska nazwa szczytu to Raczkowa Czuba. Reasumując, Jakubina i Raczkowa Czuba, to ta sama góra. Na dodatek fachowe źródła mówią o pięknym widoku, roztaczającym się z opisywanej bohaterki. Niestety nie było mi dane tego zweryfikować 🙁 .

 

 

Jakubina przechodzi do historii, a my siadamy na Jarząbczym, chowając się przed wiatrem i solidnie się posilamy. Przed nami mocne zejście w dół, wcześniej wspomniane jako „mordercze” wyjście na Jarząbczy. Kolejne perełki tatrzańskie takie jak Łopata i Wołowiec przed nami. Patrzę na nie i myślę sobie, kto mnie tam zataszczy? Zebrałem siły, poukładałem w głowie strategię i w drogę ku przygodzie. 

 

 

Przechodzimy przez Niską Przełęcz i umiarkowanie podchodzimy na Łopatę. Czerwony szlak, którym się kierujemy omija szczyt Łopaty, lecz Krzysztof postanowił pójść jak prawdziwy zdobywca, prosto na wierzchołek. Ja natomiast grzecznie trawersowałem po zboczu, zgodnie ze wskazaniami czerwonych znaków. Zrobiłem tak dlatego, ponieważ cały czas w głowie siedziało mi podejście na Wołowiec, które z każdym krokiem wydawało się coraz dłuższe i wyższe. Gdy dotarłem do Dziurawej Przełęczy, usiadłem i postanowiłem poczekać na mego towarzysza. Ku mojemu zaskoczeniu, nie musiałem długo czekać. Krzychu pojawił się dosłownie po kilku minutach. Dosiadł się i razem podziwialiśmy widok na Rohacze. Nawiasem mówiąc trasa przez Rohacze jest piękna i ciekawa, nazywana Orlą Percią Tatr Zachodnich. Miałem przyjemność iść powyższym ciągiem i gorąco polecam. 

 

Wołowiec

 

Rohacz Ostry

 

  

Żmudne podejście na Wołowiec (2064m n.p.m.) mija mi niezbyt przyjemnie, lecz na górze mam satysfakcję, że pokonałem własną słabość, która sama mi się stworzyła w mózgu. Dowodem na walkę z samym z sobą, jest całkowity brak zdjęć z „feralnego” wyjścia 🙂 . Szczyt osiągnąłem o godzinie 14:20, a mój kompan chwilę wcześniej. 

 

Widok na Rohacze, (od lewej) Ostry i Płaczliwy

 

 

Na Wołowcu nie spędzamy dużo czasu, chociaż zrobiliśmy kilka zdjęć. Zejście z tego bezsprzecznie popularnego wierzchołka robimy niebieskim szlakiem. Gdy dochodzimy po 20 minutach do znaków zielonych, skręcamy w prawo i dalej kontynuujemy podróż właśnie nimi. Stromym terenem trawersujemy zbocza Wołowca, przechodzimy przez Wyżnią Chochołowską Dolinę i o godzinie 16:30 meldujemy się w schronisku.

 

 

Siadamy w schronisku i zamawiamy obiad. Kotlet schabowy smakuje jak wyborna potrawa w ekskluzywnej restauracji, a kola jest jak najlepsze wino. Niestety przed nami jeszcze niecałe 8 kilometrów powrotu przez Dolinę Chochołowską. Idąc niespiesznym krokiem, rozmyślam jak to Jakubina i sąsiednie szczyty zafundowały nam kapitalny dzień. Mimo że po ciemku wyszliśmy z samochodu i po ciemku do niego wróciliśmy, naprawdę było wart poświęcić dzień urlopu na „ścioranie” się w tych niepowtarzalnych górach.

 

 

Kilka faktów i danych:

Czas przejścia: 13h

Przebyty dystans: 28,5km

GOT: 49

Kolory znaków: zielony, czerwony, zielony, czerwony, zielony, czerwony, niebieski, zielony

 

 

Jak dojechać do Doliny Chochołowskiej?

Drogą 958 jak i od Zakopanego, tak i od Czarnego Dunajca. Przy drodze jest wyraźny drogowskaz, który kieruje prosto do wejścia do doliny.

 

Gdzie zaparkować samochód?

Na Siwej Polanie jest duży płatny parking. W zasadzie cała droga dojazdowa do Chochołowskiej, to parkingi.

 

 

2 Comments

  1. Super pozdrawiam. Wczoraj już nie zdążyłem zejść prze jarzabczy i Wołowiec do schroniska bo burza szła od Słowacji ale powtórka za tydzień:)

Leave a Comment