Rajcza Nickulina – Chata na Zagroniu – Zapolanka – Hala Redykalna – Hala Boracza – Prusów – Węgierska Górka – Glinne – Magurka Radziechowska – Lipowa
15.02.2020r.
Pierwsza moja poważna wycieczka na górski szlak w 2020 roku, przypadła na połowę lutego. Trzy miesiące nie byłem w górach i bardzo z tego powodu ubolewałem! Tak długa przerwa w „łazikowaniu” była niezależna ode mnie, toteż „cierpienie” spowodowane nieobecnością w górach jeszcze bardziej doskwierało 🙁 .
Ale nadszedł 15 lutego i wraz z tym dniem start „imprezy” górskiej, jaką była VIII Prawdziwa Zimowa Wyrypa Beskidzka. Trasa zakładała pokonanie 54 kilometrów z Rajczy do Schroniska Przysłop pod Baranią Górą. Od początku wiedziałem, że całej trasy nie przejdę, tym bardziej po tak długiej przerwie w chodzeniu po szlakach, lecz założeniem moim było przejść jak najwięcej.
We wspólnym „wyrypaniu” towarzyszył mi Marcin, z którym już nie raz braliśmy udział w podobnych przedsięwzięciach, więc startowaliśmy już z jakimś bagażem doświadczenia. Start Wyrypy był na dworcu PKP w Rajczy, lecz my wystartowaliśmy z Rajczy Nickuliny. Zaoszczędziliśmy sobie tym, 4 kilometrowy spacer po asfalcie. Wiedząc, że nie przejdziemy całej trasy, skróciliśmy ją sobie już od początku. Dzięki uprzejmości mojej małżonki, mogliśmy sobie pozwolić na taki manewr, ponieważ zawiozła nas do Nickuliny i to dodatkowo z uśmiechem na twarzy 🙂 .
O godzinie 8:00 ruszamy zwarci i gotowi na czekającą nas przygodę. Żółtym szlakiem idziemy do Chaty na Zagroniu i dalej przez Krecichłosty i Zapolankę na Halę Redykalną. Od samego początku idziemy po śniegu. Szlak jest przetarty i dobrze ubity, dlatego chatę mijamy po 30 minutach i podążamy dalej i wyżej.
Maszerując w stronę Hali Redykalnej mijamy zabudowania Zapolanki, jak i pojedyncze zabudowania. Im jesteśmy wyżej, tym widoki są ładniejsze i dalsze. Poranna mgła powoli „odpuszcza”, a my mamy większą radość z widoków.
Halę Redykalną osiągamy o godzinie 10. Zatrzymaliśmy się na niej dosłownie na kilka minut, ponieważ widok na Beskidzkie „pagóry” wprawiał w zachwyt. Taniec chmur z górskimi szczytami, nadawał się na przysłowiową pocztówkę, więc nie bacząc na nic, pstrykałem fotki. Niestety moja skromna wiedza na temat fotografii, nie pozwoliła oddać tego, co w tej chwili czułem i widziałem 🙁 .
Z Hali Redykalnej, za czarnymi znakami schodzimy w stronę Hali Boraczej. Nad Halą Cukiernicą, zmieniamy szlak na zielony, który zaprowadzi nas do Schroniska Na Hali Boraczej. Do schroniska bardzo mnie ciągnęło, ponieważ czułem już smak tamtejszej jagodzianki. „Bułeczka” ta jest najsmaczniejsza i chyba największa w całych Beskidach, toteż pierwszą rzeczą jaką zrobiłem w schronisku, to ją kupiłem 🙂 .
Czas jaki potrzebowaliśmy z Marcinem na dotarcie z Hali Redykalnej do schroniska na Boraczej to 30 minut.
Po zregenerowaniu organizmu i spałaszowaniu „wykwintnej” jagodzianki, ruszamy o godzinie 11 niebieskim szlakiem do Węgierskiej Górki. Przechodzimy przez Prusów, z którego roztacza się ładna panorama na Żywiec. W tle widzimy Jezioro Żywieckie i Żar w Beskidzie Małym. Po drodze mijamy trzech quadowców, którzy z dziecięcą fantazją „tną” śnieg.
Dwa światy 🙂
Niebieski szlak sprowadza nas do asfaltowej drogi, która łączy Węgierską Górkę z Żabnicą. Do centrum Węgierskiej Górki mamy około 3 kilometrów, więc asfalt „na pewno da o sobie znać” i nasze nogi nie będą „zadowolone” 🙂 . Maszerując beztrosko, po lewej stronie mijamy Fort Wędrowiec. Okazały schron przyciąga nas, toteż siadamy na ławeczce obok i robimy przerwę na główny posiłek.
Węgierska Górka jest często nazywana Westerplatte Południa. Znajduje się tutaj 5 schronów, z których polscy żołnierze bohatersko bronili atak hitlerowców, w początkowych dniach września 1939 roku. Zaplanowana była budowa 9 fortów, lecz faktycznie powstało 5. Wybuch wojny, przekreślił szanse na wzniesienie kolejnych fortyfikacji. Zarys historyczny i opis poszczególnych fortów, to temat na inny post, lecz postaram się w niedalekiej przyszłości przybliżyć temat.
W tym miejscu pozwolę sobie napisać kilka słów, związanych z moimi wspomnieniami z Fortem Wędrowiec. Będąc jeszcze uczniem technikum, nauczyciel historii zabrał całą „moją” klasę właśnie do powyższego obiektu. Była to wycieczka, która utkwiła mi głęboko w pamięci. Powodem był autentyczny świadek i uczestnik heroicznej walki, który otworzył nam bunkier i opowiadał co przeżył i skąd nacierał wróg. Niestety nie pamiętam już jak nazywał się ten mężczyzna, lecz wiem że znał się z moim nauczycielem historii.
Tak naprawdę, to wycieczka ta uświadomiła mi, że chłopcy w moim wieku, musieli chwytać za broń i odpierać atak nieprzyjaciela i nierzadko przy tym ginąć, tylko dlatego, że ktoś mający władzę, postanawia zdobyć jeszcze większą władzę, aby panować nad drugim człowiekiem.
Godne uwagi jest również otoczenie Wędrowca. Wzniesiony jest w ładnym miejscu, otoczony górami. Bezpośrednio do schronu przylega mały amfiteatr, a kilka metrów z tyłu są mniejsze bunkry. Przed fortem, na wybrukowanym, szerokim chodniku stoi kilka armat i moździerz, lecz po drugiej stronie podziwiać możemy stary helikopter, prawie kompletny 🙂 .
Po zregenerowaniu się, ruszamy w dalszą drogę z Marcinem i w kilka minut docieramy do centrum Węgierskiej Górki. Przechodzimy przez główna drogę, obok ronda i odbijamy w lewo za urzędem i komisariatem policji. Nowym deptakiem dochodzimy do rzeki Soła, nad której brzegiem stoi amfiteatr i plac zabaw dla dzieci. Szeroką kładką przekraczamy Sołę, toteż dalej czerwonym szlakiem idziemy w stronę Glinnego.
Mniej więcej po godzinie marszu z Węgierskiej Górki ukazuje nam się ładny widok na Babią Górę. Jest 15:35 i widok na zimową królową jest bajeczny. W powietrzu czuć już nadchodzący zachód, ponieważ w górach zmierzch przychodzi jakby szybciej. Im jesteśmy wyżej, tym śniegu coraz więcej.
Piętnaście minut po godzinie 16 stajemy na wierzchołku Glinne 1034m n.p.m. Panorama z tego szczytu ma 360 stopni, więc jest na co popatrzeć. Według mnie jest to jeden z ładniejszych widoków w Beskidach. Uroku dodaje zachodzące Słońce, więc spust migawki nie przestaje „cykać”. Fantastyczny i baśniowy widok, jaki podziwiam, sprawia że wstępują we mnie nowe siły do wędrówki. Uśmiech od ucha do ucha maluje się na mojej twarzy i chyba jest widoczny dla wszystkich, co akurat mijali mnie na szlaku. Wnioskuje to z tego, że oni tez się śmieją, więc albo widok jest rzeczywiście nieprzeciętny, albo ja głupio wyglądam taki radosny 🙂 .
Podekscytowani ruszamy z Glinnego na Magurkę Radziechowską, toteż schodzimy w dół na niewielkie siodło, aby po chwili powtórnie odzyskać wysokość. Kilka minut przed godziną 17 przechodzimy przez bardzo okazałą i uroczą Halę Radziechowską. Towarzyszący zachód Słońca i silny, przeszywający wiatr nadaje wyjątkowy i trochę straszny klimat. Wiatr jest na tyle silny, że zasypuje ślady wydeptane na śniegu, lecz zarys ścieżki jest dobrze widoczny.
Wchodzimy do lasu na drugim końcu Hali Radziechowskiej i w półmroku docieramy do Magurki Radziechowskiej 1097m n.p.m. Teraz czeka nas zejście do Ostrego i Lipowej, więc całkowicie stracimy wysokość, tak wojowniczo i nieustraszenie zdobytą 🙂 ! Chwilę stoimy w mroźnym wietrze, odpoczywamy, a tu Marcin wyciąga z plecaka „przepyszaśne” ciasto bananowe, które upiekła mu kochana małżonka. Spałaszowałem dwa kawałki i 20 minut po godzinie 17 schodzimy w stronę Lipowej.
Idziemy zielonym szlakiem, który w 2 godziny ma nas sprowadzić do Lipowej. Większość trasy pokonujemy w całkowitych ciemnościach. Drogę oświetla nam snop światła z naszych czołówek, bez których podróż byłaby absolutnie niemożliwa i niewykonalna. Szczególnie w dolnych partiach szlaku, który prowadzi po korzeniach i kamieniach, a śniegu w dole już niema ani grama. Gęsty las, mrok, cienie powodowane światłem z czołówek, dają niesamowite wrażenia, czasami aż upiorne. Lepiej myśleć o Słońcu, plaży, ciepłej wodzie i drinku z palemką, wtedy umysł nie płata figli i człowiek nie widzi i nie słyszy tego, co nie chce zobaczyć i usłyszeć 🙂 .
(Powyższe fotki są zrobione w totalnym mroku i „z ręki”, więc są nieudane. Jest to taki podgląd jak ciekawie prezentują się miasta z góry i przy sztucznym oświetleniu.)
O godzinie 19 meldujemy się na przystanku w Lipowej. Siadamy na ławeczce i zapada jednogłośna decyzja o zakończeniu w tym miejscu tegorocznej Wyrypy. Trasa wiedzie dalej na Skrzyczne, Malinowską Skałę, Baranią Górę i kończy się w znakomitym schronisku na Przysłopie pod Baranią Górą. My mając ponad 30 kilometrów w nogach, jesteśmy całkowicie spełnieni i zadowoleni z wycieczki. Plan wykonaliśmy, więc mamy nad czym pracować do przyszłego roku. Musimy dorzucić „parę” kilometrów, aby w końcu przejść kiedyś całość!
Do domu dostaliśmy się dzięki mojej żonie, która przyjechała po nas do Lipowej. Niewątpliwie zrobiła to chętnie i bez ociągania, więc jeszcze bardziej dziękujemy!
Pragnę pochwalić także Marcina, za niebywały hart ducha i samozaparcie! Przez ostatnie 10 kilometrów zmagał się z nasilającym bólem. Tak już jest, że stare kontuzje dawają o sobie znać, w najmniej oczekiwanym momencie.
Kilka faktów i danych:
Czas przejścia: 11h
Przebyty dystans: 33km
GOT: 44
Kolory znaków: żółty, czarny, zielony, niebieski, czerwony, czerwony, zielony
Jak dojechać do Rajczy?
Z Bielska-Białej, czy z Żywca drogą S1 kierujemy się na Milówkę. W Milówce na rondzie jedziemy prosto i po 7 km, jesteśmy w Rajczy.
Gdzie zaparkować samochód?
Samochód możemy zostawić obok przystanku PKP Rajcza. Znajduje się tam spory plac i przystanek dla „busów”.